wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 2




Jechałyśmy szybko samochodem. Przez całą drogę matka nie odezwała się ani słowem, ja tez milczałam. Gdy wyszła od dyrektorki była spokojna, a teraz to kipiący złością wulkan! Ciekawe co ją tak zdenerwowało? Może ta stara wiedźma wywaliła mnie ze szkoły? OMG nie róbcie jaj! Jak to zrobiła, to jaka inna szkoła mnie teraz przyjmie??
-Zostałaś zawieszona na dwa tygodnie – nagle powiedziała, spojrzałam na nią, nie patrzyła w moją stronę. Matka zachowuje się dzisiaj strasznie dziwnie… Może rzeczywiście jest zmęczona po operacji. –Dzisiaj wyjeżdżamy, podrzucę cię do domu, więc masz się spakować.
-O co w tym wszystkim chodzi? Czemu jesteś taka dziwna? – nie wytrzymała, musiałam ją o to zapytać. Naprawdę jest dziwna, do tego nie krzyczy na mnie za to, co zrobiłam. To nie jest jej normalna reakcja. Westchnęła. Włączyła kierunek i zatrzymała się na poboczu.
-Dzisiaj zadzwoniła do mnie twoja babcia…
-Po co? – przerwałam jej. – Chyba nie chciała bym przyjechała do Rodsfold?!
-Dziadek miał wylew, więc musimy go odwiedzić. Wiem, że dawno u nich nie byliśmy, ale mimo wszystko to moi rodzice i powinnam się z nimi pogodzić.
-Ty też jedziesz? – zapytałam. Nie mogłam w to uwierzyć! Mam nadzieje, że z dziadkiem wszystko w porządku.
-Tak. Wszyscy jedziemy.
-A na ile?
-Na dwa lub więcej tygodni…
-CO?!! – wrzasnęłam. Matka popatrzyła na mnie wkurzona, lecz milczała. Uspokoiłam się trochę i postanowiłam wybrnąć jakoś z tej sytuacji. – Wiesz, że kocham dziadka i zależy mi na jego zdrowiu, ale nie mogę na tyle pojechać do tej wiochy! Przecież tam nawet zasięgu nie ma…
-Masz jechać i już! Pojedziemy tam całą rodziną i nie musze mieć na to twojej zgody!! – wrzasnęła, myślałam, że chce mnie uderzyć, gdyż niebezpiecznie uniosła rękę, ale się powstrzymała. Matka jeszcze nigdy mnie nie uderzyła, chyba, że jak byłam mała i tego nie pamiętam.
-Nie jadę! – odważyłam się na uniesienie głosu. Złapałam swój plecak i wyszłam z samochodu trzaskając drzwiami. Ruszyłam w kierunku domu, miałam do niego niemały kawałek, ale musiałam to wszystko przemyśleć. I tak nie wygram z matką…
-Wracaj do samochodu – usłyszałam za sobą głos rodzicieli, odwróciłam się. Stała przed samochodem wskazując palcem na siedzenie pasażera.
-Nie, chce być teraz sama! – odkrzyknęłam.
-Nie wyprowadzaj mnie z równowagi młoda damo, bo tego pożałujesz!
Nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam naprzód. Słyszałam jak krzyczy za mną, lecz nie reagowałam, wolałam z nią teraz nie mówić. Nie była zadowolona wizytą u swojej matki, tak samo jak ja myślą o dwutygodniowych męczarniach na wsi… jak ja będę się kontaktować z Kinjim? A tak na marginesie ta przerwa dobrze by nam zrobiła?? Znudziło mnie już chodzenie z tym palantem… Niby jest fajny i miły, ale nie mogę myśleć o nim na poważnie skoro krążą o nim takie plotki… Wolę już mniej przystojnego faceta, ale żeby był sobą, a nie udawał jak Kinji! To, że jest przy mnie miły i delikatny nie może mi zagwarantować, że będzie taki zawsze! Szłam już dobrą godzinę, a krajobraz w ogóle się nie zmieniał, tak jakbym zataczała wielkie koło. Wciąż te same domy, ludzie i sklepy. Szkoła do której chodziłam była położona na uboczu Nowego Jorku, z dala od centrum. Nogi bolały mnie niemiłosiernie. Jednak źle zrobiłam, że wybrałam się na piechotę. Spacer w szpilkach nie jest najlepszym pomysłem. Ale byłam wkurzona i nie zwracałam na to uwagi! Co ja mam robić? Zdjęłam szpilki, obtarły mnie aż do krwi.
-Kurwa! – syknęłam podirytowana. No i co ja teraz zrobię? Przecież nie mogę iść na bosakach. Wyciągnęłam komórkę i wykręciłam numer do Kinjiego. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Przyjedź po mnie..
-Nie mam teraz czasu za godzinę się spotkamy…- odpowiedział. No to teraz mnie wkurzył! Jak go potrzebuje to nie może przyjechać.
-Posłuchaj! Jestem na ulicy Mickeya koło MC Donalda i jeśli zaraz nie przyjedziesz to pożałujesz!
Nic nie odpowiedział, po prostu się rozłączył. Ok. poczekam dwadzieścia minut jak nie przyjedzie to go zatłukę.
Minęło pół godziny, a po nim ani śladu. Nie dobierał moich telefonów, nawet nie napisał smsa, że nie przyjedzie. Co za dupek! Teraz to z chęcią pojadę do Rodsfold! Siedziałam na chodniku oparta o słupek, wyglądałam jak bezdomna, ale co mi tam. Przecież nikt mnie tu nie zna. Usłyszałam jak na drodze za mną zatrzymuje się samochód. No jednak przyjechał, ale czemu tak późno? Odwróciłam się i zobaczyłam matkę wychodzącą z samochodu.
-Wsiadaj.
Podniosłam się z ziemi, otrzepałam ubranie i podszedłem do auta. Nie miałam wyboru, Kinji nie przyjedzie, a ja nie mogę iść. Wsiadłam do środka i zapięłam pas, matka zrobiła to samo.
Pół godziny później zaparkowała przed domem. Wysiadłam bez słowa i ruszyłam do swojego pokoju. Jakoś nie miałam ochoty na obiad. To, że Kinji mnie olał strasznie mnie wkurzyło. Ja tak samo jak on bez słowa pojadę do Rodsfold, a co mi tam! Usłyszałam dźwięk komórki, wyjęłam ją z torby i odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
-Gdzie jesteś? Przyjechałem po ciebie, a ciebie nie ma!-  wrzasnął do słuchawki, bez namysłu nie słuchałam go dalej tylko się rozłączyłam. Zdjęłam obudowę i wyjęłam baterie rzucając wszystko na ziemię. Mam cię gdzieś dupku! Mogłeś przyjechać wcześniej! Uklękłam i wyjęłam spod łóżka walizkę. Otworzyłam szafę i zaczęłam się pakować, gdy skończyłam dochodziła już dwudziesta. Wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki, odświeżyłam się, dzięki temu poczułam się lepiej. Gdy weszłam do sypialni odczułam głód, wiec zeszłam na dół do kuchni. Wszędzie były zgaszone światła, co mnie ucieszyło. Doszłam do lodówki i ją otworzyłam. Wyjęłam z niej mleko a z szafki obok płatki. Nasypałam płatków do miski i zaczęłam jeść, jak skończyłam umyłam naczynie po sobie i poszłam spać.
Rano obudziły mnie krzyki. Leniwie wstała i przetarłam oczy, popatrzyłam na zegarek, była dopiero piąta trzydzieści.
-Co jest kurwa? – syknęłam pod nosem i rzuciłam się na poduszkę – co jest z nimi nie tak? Czemu tak wcześnie się kłócą? Spać nie dadzą człowiekowi…
Wiedziałam, że już nie zasnę, więc zwlekłam się z lóżka i wzięłam zimny prysznic. Od razu się obudziłam. Wyszłam z łazienki, mokre włosy rozczesałam i wysuszyłam suszarką. Nałożyłam na twarz krem nawilżający i ubrałam krótkie zielone spodenki i luźną czarna bluzę z kapuzą. Było już po siódmej, więc mogłam zejść na śniadanie, akurat rodzice skończyli się kłócić. Gdy wychodziłam nadepnęłam na rozebrany na części telefonu, mimowolnie podniosłam go i złożyłam w jedną całość, włączyłam go.
-21 nieodebranych połączeń? Kinji pewnie jest wkurzony – roześmiałam się i rzuciłam komórkę na lóżko. Już miałam wyjść z pokoju, lecz zatrzymał mnie dźwięk smsa, podeszłam i wzięłam urządzenie. Otworzyłam i przeczytałam wiadomość.
Ty suko jakim prawem mnie olewasz!
Oddzwoń zaraz!!
-Suko? – teraz to przesadził. Dzięki takim sytuacją przynajmniej dowiedziałam się jaki jest. Szkoda mi było smsa bo bym mu odpisała, ale po co? I tak już się z nim nie spotkam! A w szkole będzie mógł mi nadmuchać, chodziłam na kurs karate więc umiem się bronić. Wyciszyłam dźwięki i schowałam komórkę do torebki, którą brałam na podróż. Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Przy stole siedziała już cała rodzinka i zajadała się tostami z miodem.
-O Sakura dobrze, że już wstałaś – powiedziała wesoło matka. Nie widać po niej, że wcześniej kłóciła się z ojcem…
-Mama miała właśnie mnie wysłać żebym cię obudził One-sama.
-Aha… - westchnęłam i zajęłam swoje miejsce przy stole. Zjadłam tylko dwa tosty, na więcej nie miałam ochoty. Pijąc mleko słuchałam jak rodzice mówią o miesięcznych wakacjach w Rodsfold, teraz to mi za bardzo nie przeszkadzało, bo byłam zła na Kinjiego, ale co ze szkołą? Na razie jestem zawieszona na dwa tygodnie, a kolejne dwa mam po prostu nie chodzić? Mi to tam raczej nie zaszkodzi, bo szybko nadrobię zaległości, ale co z moim bratem?
-Jeśli się o mnie martwisz siostrzyczko, to nie musisz, bo moja klasa przygotowuje się teraz do festiwalu letniego, więc nauki za dużo nie będziemy mieli w tym miesiącu – powiedział zadowolony Eisaku.
-No więc jak wszyscy już sobie pojedli to możemy się zbierać. Przed nami długa droga. – powiedział ojciec wstając od stołu. – Sakura spakowałaś się już?
-Tak tato.
-To wezmę twoją walizkę z pokoju, dobrze? – przytaknęłam i wypiłam do końca mleko. Pomogłam mamie posprzątać po śniadaniu i wyszłam z kuchni do salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Znając życie zbiorą się dopiero za jakąś godzinę, więc spokojnie pooglądam sobie telewizję.
-Sakura czemu włączyłaś telewizje jak zaraz wyjeżdżamy? – zawołała matka z kuchni.
-Zaraz go wyłączę.
Zgodnie z moimi przypuszczeniami siedziałam w samochodzie po godzinie zbierania się mojej rodzinki do drogi. W uszach grała mi muzyka – najnowszy album Super Junior. Ojciec zajął miejsce za kierownicą, a matka obok i ruszyliśmy w drogę. Nie wiem czemu, lecz gdy jechaliśmy gdzieś dalej moja mama śpiewała. Dobrze, że mam i-poda i nie musze jej słuchać, za to lubię oglądać krajobraz, lecz na razie jedziemy przez miasto, więc nic nie oglądnę. Gdy wyjechaliśmy w końcu z miasta mogłam pooglądać lasy i rzeki. Jeszcze jakieś pół godziny i będziemy w Rodsfold, z tego co pamiętałam najpierw musieliśmy przejechać ogromy las, który miał chyba z 30 kilometrów, a za którym był nasz cel. 


__________
no więc moje obietnice nie są do końca spełniane...niestety jakoś ostatnio nie mam weny niestety:(
sorki, ale postaram sie jakoś dokończyć tego bloga^^