Jechałyśmy szybko samochodem. Przez całą drogę matka nie
odezwała się ani słowem, ja tez milczałam. Gdy wyszła od dyrektorki była
spokojna, a teraz to kipiący złością wulkan! Ciekawe co ją tak zdenerwowało?
Może ta stara wiedźma wywaliła mnie ze szkoły? OMG nie róbcie jaj! Jak to
zrobiła, to jaka inna szkoła mnie teraz przyjmie??
-Zostałaś zawieszona na dwa tygodnie – nagle powiedziała,
spojrzałam na nią, nie patrzyła w moją stronę. Matka zachowuje się dzisiaj
strasznie dziwnie… Może rzeczywiście jest zmęczona po operacji. –Dzisiaj
wyjeżdżamy, podrzucę cię do domu, więc masz się spakować.
-O co w tym wszystkim chodzi? Czemu jesteś taka dziwna? –
nie wytrzymała, musiałam ją o to zapytać. Naprawdę jest dziwna, do tego nie
krzyczy na mnie za to, co zrobiłam. To nie jest jej normalna reakcja.
Westchnęła. Włączyła kierunek i zatrzymała się na poboczu.
-Dzisiaj zadzwoniła do mnie twoja babcia…
-Po co? – przerwałam jej. – Chyba nie chciała bym
przyjechała do Rodsfold?!
-Dziadek miał wylew, więc musimy go odwiedzić. Wiem, że
dawno u nich nie byliśmy, ale mimo wszystko to moi rodzice i powinnam się z
nimi pogodzić.
-Ty też jedziesz? – zapytałam. Nie mogłam w to uwierzyć! Mam
nadzieje, że z dziadkiem wszystko w porządku.
-Tak. Wszyscy jedziemy.
-A na ile?
-Na dwa lub więcej tygodni…
-CO?!! – wrzasnęłam. Matka popatrzyła na mnie wkurzona, lecz
milczała. Uspokoiłam się trochę i postanowiłam wybrnąć jakoś z tej sytuacji. –
Wiesz, że kocham dziadka i zależy mi na jego zdrowiu, ale nie mogę na tyle
pojechać do tej wiochy! Przecież tam nawet zasięgu nie ma…
-Masz jechać i już! Pojedziemy tam całą rodziną i nie musze
mieć na to twojej zgody!! – wrzasnęła, myślałam, że chce mnie uderzyć, gdyż
niebezpiecznie uniosła rękę, ale się powstrzymała. Matka jeszcze nigdy mnie nie
uderzyła, chyba, że jak byłam mała i tego nie pamiętam.
-Nie jadę! – odważyłam się na uniesienie głosu. Złapałam
swój plecak i wyszłam z samochodu trzaskając drzwiami. Ruszyłam w kierunku
domu, miałam do niego niemały kawałek, ale musiałam to wszystko przemyśleć. I
tak nie wygram z matką…
-Wracaj do samochodu – usłyszałam za sobą głos rodzicieli,
odwróciłam się. Stała przed samochodem wskazując palcem na siedzenie pasażera.
-Nie, chce być teraz sama! – odkrzyknęłam.
-Nie wyprowadzaj mnie z równowagi młoda damo, bo tego
pożałujesz!
Nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam naprzód. Słyszałam jak
krzyczy za mną, lecz nie reagowałam, wolałam z nią teraz nie mówić. Nie była
zadowolona wizytą u swojej matki, tak samo jak ja myślą o dwutygodniowych
męczarniach na wsi… jak ja będę się kontaktować z Kinjim? A tak na marginesie
ta przerwa dobrze by nam zrobiła?? Znudziło mnie już chodzenie z tym palantem…
Niby jest fajny i miły, ale nie mogę myśleć o nim na poważnie skoro krążą o nim
takie plotki… Wolę już mniej przystojnego faceta, ale żeby był sobą, a nie
udawał jak Kinji! To, że jest przy mnie miły i delikatny nie może mi
zagwarantować, że będzie taki zawsze! Szłam już dobrą godzinę, a krajobraz w
ogóle się nie zmieniał, tak jakbym zataczała wielkie koło. Wciąż te same domy,
ludzie i sklepy. Szkoła do której chodziłam była położona na uboczu Nowego
Jorku, z dala od centrum. Nogi bolały mnie niemiłosiernie. Jednak źle zrobiłam,
że wybrałam się na piechotę. Spacer w szpilkach nie jest najlepszym pomysłem.
Ale byłam wkurzona i nie zwracałam na to uwagi! Co ja mam robić? Zdjęłam
szpilki, obtarły mnie aż do krwi.
-Kurwa! – syknęłam podirytowana. No i co ja teraz zrobię?
Przecież nie mogę iść na bosakach. Wyciągnęłam komórkę i wykręciłam numer do
Kinjiego. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Przyjedź po mnie..
-Nie mam teraz czasu za godzinę się spotkamy…- odpowiedział.
No to teraz mnie wkurzył! Jak go potrzebuje to nie może przyjechać.
-Posłuchaj! Jestem na ulicy Mickeya koło MC Donalda i jeśli
zaraz nie przyjedziesz to pożałujesz!
Nic nie odpowiedział, po prostu się rozłączył. Ok. poczekam
dwadzieścia minut jak nie przyjedzie to go zatłukę.
Minęło pół godziny, a po nim ani śladu. Nie dobierał moich
telefonów, nawet nie napisał smsa, że nie przyjedzie. Co za dupek! Teraz to z chęcią
pojadę do Rodsfold! Siedziałam na chodniku oparta o słupek, wyglądałam jak
bezdomna, ale co mi tam. Przecież nikt mnie tu nie zna. Usłyszałam jak na drodze
za mną zatrzymuje się samochód. No jednak przyjechał, ale czemu tak późno?
Odwróciłam się i zobaczyłam matkę wychodzącą z samochodu.
-Wsiadaj.
Podniosłam się z ziemi, otrzepałam ubranie i podszedłem do
auta. Nie miałam wyboru, Kinji nie przyjedzie, a ja nie mogę iść. Wsiadłam do
środka i zapięłam pas, matka zrobiła to samo.
Pół godziny później zaparkowała przed domem. Wysiadłam bez
słowa i ruszyłam do swojego pokoju. Jakoś nie miałam ochoty na obiad. To, że
Kinji mnie olał strasznie mnie wkurzyło. Ja tak samo jak on bez słowa pojadę do
Rodsfold, a co mi tam! Usłyszałam dźwięk komórki, wyjęłam ją z torby i
odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
-Gdzie jesteś? Przyjechałem po ciebie, a ciebie nie
ma!- wrzasnął do słuchawki, bez namysłu
nie słuchałam go dalej tylko się rozłączyłam. Zdjęłam obudowę i wyjęłam baterie
rzucając wszystko na ziemię. Mam cię gdzieś dupku! Mogłeś przyjechać wcześniej!
Uklękłam i wyjęłam spod łóżka walizkę. Otworzyłam szafę i zaczęłam się pakować,
gdy skończyłam dochodziła już dwudziesta. Wzięłam piżamę i ruszyłam do
łazienki, odświeżyłam się, dzięki temu poczułam się lepiej. Gdy weszłam do
sypialni odczułam głód, wiec zeszłam na dół do kuchni. Wszędzie były zgaszone
światła, co mnie ucieszyło. Doszłam do lodówki i ją otworzyłam. Wyjęłam z niej mleko
a z szafki obok płatki. Nasypałam płatków do miski i zaczęłam jeść, jak
skończyłam umyłam naczynie po sobie i poszłam spać.
Rano obudziły mnie krzyki. Leniwie wstała i przetarłam oczy,
popatrzyłam na zegarek, była dopiero piąta trzydzieści.
-Co jest kurwa? – syknęłam pod nosem i rzuciłam się na
poduszkę – co jest z nimi nie tak? Czemu tak wcześnie się kłócą? Spać nie dadzą
człowiekowi…
Wiedziałam, że już nie zasnę, więc zwlekłam się z lóżka i
wzięłam zimny prysznic. Od razu się obudziłam. Wyszłam z łazienki, mokre włosy
rozczesałam i wysuszyłam suszarką. Nałożyłam na twarz krem nawilżający i
ubrałam krótkie zielone spodenki i luźną czarna bluzę z kapuzą. Było już po
siódmej, więc mogłam zejść na śniadanie, akurat rodzice skończyli się kłócić.
Gdy wychodziłam nadepnęłam na rozebrany na części telefonu, mimowolnie
podniosłam go i złożyłam w jedną całość, włączyłam go.
-21 nieodebranych połączeń? Kinji pewnie jest wkurzony –
roześmiałam się i rzuciłam komórkę na lóżko. Już miałam wyjść z pokoju, lecz
zatrzymał mnie dźwięk smsa, podeszłam i wzięłam urządzenie. Otworzyłam i
przeczytałam wiadomość.
Ty suko jakim
prawem mnie olewasz!
Oddzwoń zaraz!!
-Suko? – teraz to przesadził. Dzięki takim sytuacją
przynajmniej dowiedziałam się jaki jest. Szkoda mi było smsa bo bym mu
odpisała, ale po co? I tak już się z nim nie spotkam! A w szkole będzie mógł mi
nadmuchać, chodziłam na kurs karate więc umiem się bronić. Wyciszyłam dźwięki i
schowałam komórkę do torebki, którą brałam na podróż. Wyszłam z pokoju i udałam
się do kuchni. Przy stole siedziała już cała rodzinka i zajadała się tostami z
miodem.
-O Sakura dobrze, że już wstałaś – powiedziała wesoło matka.
Nie widać po niej, że wcześniej kłóciła się z ojcem…
-Mama miała właśnie mnie wysłać żebym cię obudził One-sama.
-Aha… - westchnęłam i zajęłam swoje miejsce przy stole.
Zjadłam tylko dwa tosty, na więcej nie miałam ochoty. Pijąc mleko słuchałam jak
rodzice mówią o miesięcznych wakacjach w Rodsfold, teraz to mi za bardzo nie
przeszkadzało, bo byłam zła na Kinjiego, ale co ze szkołą? Na razie jestem zawieszona
na dwa tygodnie, a kolejne dwa mam po prostu nie chodzić? Mi to tam raczej nie
zaszkodzi, bo szybko nadrobię zaległości, ale co z moim bratem?
-Jeśli się o mnie martwisz siostrzyczko, to nie musisz, bo
moja klasa przygotowuje się teraz do festiwalu letniego, więc nauki za dużo nie
będziemy mieli w tym miesiącu – powiedział zadowolony Eisaku.
-No więc jak wszyscy już sobie pojedli to możemy się
zbierać. Przed nami długa droga. – powiedział ojciec wstając od stołu. – Sakura
spakowałaś się już?
-Tak tato.
-To wezmę twoją walizkę z pokoju, dobrze? – przytaknęłam i
wypiłam do końca mleko. Pomogłam mamie posprzątać po śniadaniu i wyszłam z
kuchni do salonu. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Znając życie
zbiorą się dopiero za jakąś godzinę, więc spokojnie pooglądam sobie telewizję.
-Sakura czemu włączyłaś telewizje jak zaraz wyjeżdżamy? –
zawołała matka z kuchni.
-Zaraz go wyłączę.
Zgodnie z moimi przypuszczeniami siedziałam w samochodzie po
godzinie zbierania się mojej rodzinki do drogi. W uszach grała mi muzyka –
najnowszy album Super Junior. Ojciec zajął miejsce za kierownicą, a matka obok
i ruszyliśmy w drogę. Nie wiem czemu, lecz gdy jechaliśmy gdzieś dalej moja
mama śpiewała. Dobrze, że mam i-poda i nie musze jej słuchać, za to lubię
oglądać krajobraz, lecz na razie jedziemy przez miasto, więc nic nie oglądnę.
Gdy wyjechaliśmy w końcu z miasta mogłam pooglądać lasy i rzeki. Jeszcze jakieś
pół godziny i będziemy w Rodsfold, z tego co pamiętałam najpierw musieliśmy
przejechać ogromy las, który miał chyba z 30 kilometrów, a za
którym był nasz cel.
__________
no więc moje obietnice nie są do końca spełniane...niestety jakoś ostatnio nie mam weny niestety:(
sorki, ale postaram sie jakoś dokończyć tego bloga^^